Zamiast omówienia poszczególnych koncertów pojawia się jedna krótka kwestia: czy to urok miejsca, widowni czy samego miasteczka sprawia, że jazzowi muzycy tak chętnie przyjeżdżają do Starego Sącza? A może to wizja dyrektora artystycznego festiwalu, Wojciecha Knapika, który co roku zaskakuje wyszukanym gustem, a jego konsekwencja w działaniu sprawia, że Sącz Jazz Festiwal znakomicie się rozwija?
W mojej skromnej ocenie to przede wszystkim widzowie są tego głównym powodem, gdyż w całkiem naturalny sposób wytworzyli wyjątkowy klimat tego festiwalu. Można ich już nawet nazywać społecznością, chociaż nie wszyscy się znają i nie zawsze te same osoby można spotkać na koncertach, ale są jak żywy organizm, który rośnie, dojrzewa i ma się coraz lepiej. To właśnie dzięki nim zaproszeni goście czują się w Starym Sączu znakomicie, dając temu wyraz poprzez szczere podziękowania za entuzjastyczne owacje, wyczuwaną nić wzajemnego porozumienia czy za okazywaną wrażliwość muzyczną. Nie raz ze sceny (często nawet kilkakrotnie podczas pojedynczego koncertu) padały szczere słowa uznania dla widowni, a prezentujący się muzycy z każdym „ogromnie dziękujemy” czy „jesteście naprawdę wspaniali” stawali się bardziej zaangażowani w relację z publicznością i coraz odważniej wkraczali w nieodkryte zakamarki jazzowych improwizacji. Po każdym utworze więź ta zazwyczaj się pogłębiała, nabierając cech wspólnej zabawy z dobrymi znajomymi. Bisy bywały często podwójne, a muzycy na koniec nie ukrywali wzruszenia ze wspólnie odbytej muzycznej podróży. Takich odbiorców chciałby zapewne każdy z muzyków mieć na co dzień.
Warto doświadczać tego fenomenu w roku 2025., gdyż według organizatorów istnieje duża szansa, że przyszłoroczny festiwal będzie jeszcze bardziej gwiazdorski.
WOJCIECH WALISZEWSKI